Minister spraw zagranicznych Józef
Beck przemawia w Sejmie 5 maja 1939 r.
Ani guzika
albo o rzekomych uchodźcach
W Polsce nigdy nie było żadnego problemu z przyjmowaniem imigrantów.
Dowodem podejście do Wietnamczyków, a w moim mieście Ukraińców czy nawet
(których obecność bardzo mnie zaskakuje)
Chińczyków. Nikt też (a przynajmniej ja) nie oczekuje, że ci prawdziwi
imigranci będą się „integrować”; niech kwitnie tysiąc kwiatów – różnorodność
jest piękna i wystarczy że zachowują się normalnie, według własnych i naszych
standardów. Standardów powszechnych.
Inaczej z nachodźcami muzułmańskimi. Raz że ludzie ci bynajmniej nie
przyjeżdżają do Polski a (na ogół) do Niemiec i zatrzymanie ich w Polsce
wymagałoby stosowania wobec nich przymusu, zamknięcia ich, skoncentrowania w
obozach. N’est-ce pas? Gdybyśmy byli tak głupi i ich przyjęli, to za 10,
20 lat nikt już nie będzie pamiętał, od czego się to zaczęło... Że konkretnie
zaczęło się od szantażu Niemiec. Tak że: dzięki, ale nie. Mamy swoje życie i
chcemy je zachować. Zachowamy też twarz. A najlepsze tradycje koncentrowania
ludzi w obozach mają Niemcy.
Jednak cały spór o nachodźców
konstruowany jest sztucznie - wokół kwestii może i ważnych, ale i tak wtórnych.
Tu nie idzie o przyjęcie paru tysięcy nachodźców, jak przedtem
Hitlerowi nie chodziło o „korytarz” ani Gdańsk. Jak przedtem, tak i teraz
chodzi o narzucenie dyktatu Fuhrera, o złamanie kręgosłupa opornym. Gdy raz
zgodzimy się poddać woli Fuhrera, to potem poddawać się jej będziemy za każdym
razem. Jak to ujął Wierzyński, z okna skacze się tylko raz. A gdy pęknie
Polska, to i pękną mniejsze państwa naszego regionu, którym dziś chcąc niechcąc
(raczej niechcąc) przewodzimy. Gdy wpuścimy nachodźców, to za 5, 10 lat
będziemy musieli np. zlikwidować wolność słowa, zakazać chrześcijaństwa, potem
zakładania rodzin... Katalog jest długi i jak mówią prawnicy, „otwarty” – a
jego zawartość w przyszłości zależeć będzie tylko od aktualnego obłędu Fuhrera,
tak jak od obłędu zależy i dziś.
Ustąpienie choćby tylko raz
woli Fuhrera - czy to tamtego, czy obecnego - to wejście na równię pochyłą, na
której końcu jest likwidacja niepodległości Polski i likwidacja Europy takiej,
jaką znamy. W takim sensie wypowiadał się minister Józef Beck w styczniu 1939 r[1]. Tak jak
poprzednio, najbardziej też zaszkodzi samym Niemcom - ale tego nie zrozumieją,
bo taka właśnie, między innymi, jest definicja ich obłędu. Tak że najsensowniej
powtórzyć: nie oddamy ani guzika.
* * *
Kontakt: tel. 511 060 559
http://www.facebook.com/cysewski1
[1] „Jeśli
Niemcy podtrzymywać będą nacisk w sprawach dla nich tak drugorzędnych, jak
Gdańsk i autostrada, to nie można mieć złudzeń, że grozi nam konflikt w wielkim
stylu, a te obiekty są tylko pretekstem; wobec tego chwiejne stanowisko z
naszej strony prowadziłoby nas w sposób nieunikniony na równię pochyłą,
kończącą się utratą niezależności i rolą wasala Niemiec”. J. Beck, Ostatni
raport
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz